Melduję, że wróciliśmy z urlopu, który na prawdę ciężko było urlopem nazwać. Założeń przedurlopowych nie zrealizowałam niestety a i zakupowo nie poszalałam, gdyż jak się okazuje brytyjski HM Revenue & Customs działa tak samo sprawnie jak polski ZUS i ze zwrotem podatku zrobił się malutki kociołek i koniec końców czeku nie zrealizowałam. O. A ponadto musieliśmy doprowadzić auto do stanu uzywalnośći a na spacer po centrum wybraliśmy się raz i to na krótko, bo mózg mi w owym czasie zaczął wypływać nozdrzami. Ale spotkałam się z tymi, którzy stanowili znaczącą część naszego londyńskiego życia i było miło 🙂 żóbrówka nic a nic nie straciła na smaku 😉 Angielska cappucino też nie 🙂
Grypa mnie nadal nie odpuszcza – bite dwa tygodnie a chychłam nadal jak gruźlik…ptasia jak nic! Albo świńska. Pewnie jakbym chadzała do lekarza bym się dowiedziała co to za cholerstwo, ale nie mam w zwyczaju. Nic konstruktywnego, poza antybiotykiem na każdą okazję, od naszego lekarza nie wynoszę. O.
No i zaległości biżuteryjne wklejam, a co!
Od sutaszu zaczynając;
„W kolorach ziemi” – owal agatu, kryształy Swarovski round, kulki marmuru oraz kule howlitu wybarwionego na turkusowo.
„Różanecznik”; czyli kryształ górski w roli głównej plus szlifowane, szklane kryształki.
„Szeherezada” – z hematytami.
„Cloisonne fairytale” – czyli koral cloisonne plus całe garście kryształków szklanych i Swarków.
„W stylu vintage” czyli koral akrylowy z elementami metalizowanymi oraz kryształki Swarovski round.
Tak, i żeby nie było, że sutasz jedynie, chociaż nie kryję, że głównie. Ale, ponieważ jestem stała w uczuciach oraz wierna, filce, broszki i bransolety kwieciste:
„Blue”
„Folk”
„Rudy rydz”
🙂
Miłego dnia!!